Aby dokładnie przedstawić misję oraz wizję AnngellsRun, posłużę się napisanym kilka lat temu artykułem o upodleniu uczestników biegów.
Wiele uczestników na forach wypowiada, się w kwestii „upodlenia” uczestnika na niektórych imprezach i nie widzi najmniejszego sensu startu w tym, jednocześnie krytykując takich organizatorów, a wychwalając innych, którzy z ukłonami witają ich na swoich trasach.
Zacznę od początku, czyli 2014 r. kiedy to w naszym kraju pojawiły się pierwsze biegi przeszkodowe. Tak naprawdę był to zupełnie nowy temat i rynek będąc tym zainteresowany błyskawicznie znalazł tysiące nabywców na tego rodzaju usługi. Sam jestem czynnym uczestnikiem od 2014 r. oraz od 2016 r. organizatorem takich eventów. Startując i organizując dokładnie wiem, jak wygląda organizacja takiego eventu od „kuchni” oraz ile należy włożyć w to pracy na kilkanaście miesięcy przed imprezą.
Należy sobie odpowiedzieć na pytanie co ma zaprezentować dany bieg? Po co go robisz? Do jakich odbiorców ma trafić? Co ma zmienić i dlaczego?
Sprawa wydaje się prosta bowiem w Polsce mamy podział na organizacje, które, aby przyciągnąć tysiące uczestników robią odpowiednie trasy dla nich, ale także znajdują się organizacje, które przykręcają śrubę do takiego poziomu, że uczestnikom puszczają nerwy i chcą schodzić z trasy.
I wtedy zaczynają mówić o upodleniu i zamęczeniu. Otóż biegi OCR – Obstacle Course Race to nic innego jak trasa plus przeszkody. A przeszkody – aby uczestnik nabierał większej wprawy, rozwijał się muszą być coraz bardziej a) motywujące, b) trudne, c) wymagające współpracy.
Należy tutaj poruszyć jeszcze jeden ważny element, bowiem osoba uprawiająca jakikolwiek rodzaj sportu, w którym odnosi znaczne sukcesy (nie chodzi o poziom zawodowy, ale też może być tutaj wymieniony) dokładnie rozumie idee zmęczenia, takiego aż do utraty oddechu. Tak zwane odcięcie dotyka niektórych, ale jest w tym pewna idea. Jeżeli drogi czytelniku jeszcze nie wiesz o czym mowa, to wykonaj 100 burpee z zegarkiem w ręku w 7 min, a doświadczysz chwilowego odcięcia.
Idea ta nazywa się dotlenieniem krwi, która krąży po całym organizmie. Dodatkowo pojawia się dopamina oraz endorfiny, które zalewają nasz mózg. Co się później dzieje? A dzieje się dużo. Jesteśmy szczęśliwi, mimo wysiłku, jesteśmy zadowoleni, myślimy jaśniej, lepiej się czujemy, szybciej rozwiązujemy stawiane przed nami zadania, zdecydowanie lepiej radzimy sobie z problemami.
Przesuwamy granicę naszych możliwości dalej. A po co to wszystko? Aby się rozwijać i stawiać przed sobą coraz większe cele. Jeśli stoisz w miejscu to się nie rozwijasz. Ale aby się rozwijać należy mieć do tego tzw. „paliwo” a jest m.in. właśnie dopamina i endorfiny.
Pokonując swoje możliwości oraz łamiąc za każdym razem granicę wytrzymałości zarówno psychicznej jak i fizycznej idziesz na przód. Do tego właśnie są biegi OCR. Pokonanie wysokiej ściany, kilku rzędów opon czy błota, w którym niesiesz ciężar sprawia, że czujesz po chwili radość oraz wiesz, że następny razem ta przeszkoda (z nazwy) nie będzie już przeszkodą dla Ciebie, bowiem właśnie zostały przesunięte Twoje granice.
Natomiast wracając do tzw. „upodlenia” uczestników to sprawa jest strasznie prosta. Temat zahacza o strefę komfortu oraz rozwój osobisty, w tym przypadku fizyczny i psychologiczny. Można to zobrazować w następujący sposób – startujesz już kilka lat w biegach OCR w kraju, z takim doświadczeniem dokładnie wiesz, czego możesz się spodziewać – poziomu biegu w konkretnej organizacji. Wiesz, że będzie określony zestaw przeszkód, że sobie poradzisz, że będzie wesoło i miło, mimo że trochę się pobrudzisz, a jeśli „sprytnie” przejdziesz trasę to i nie będziesz zbyt brudny. Zadowolony pokonujesz przeszkodę za przeszkodą, dokładnie wiedząc co za chwilę będzie. Dobiegasz do mety. Medal, przybicie piątki, gratulacje i …i nic więcej (dobra jeszcze zdjęcie na fejsa). Ale nagle odczuwasz zero endorfin, dopaminy, no niby cieszysz się, ale to już nie to co kiedyś. Zastanawiasz się co jest przyczyną? Może trasa słaba (!), może to coś innego? Może to, że znowu to samo było na trasie? Sam nie wiesz do końca, ale zlewasz to i ciśniesz na następny taki bieg. Schemat się powtarza za każdym razem. Ale Ty dalej nie rozumiesz co się dzieje…
A dzieje się to, że siedzisz w strefie komfortu, która uniemożliwia rozwój Twojej osoby. To tak jakby na szyję nałożyć Ci sznur – nic wtedy nie zrobisz (chodzisz jak koza w kółko). Ten stan miażdży cię, niszczy, zabrania się rozwijać, ale jednocześnie czujesz się w nim idealnie, cudownie i komfortowo. W końcu to strefa komfortu. Ona nie wymaga niczego od Ciebie (w sumie wymaga jednego, abyś jej ślepo wierzył) po prostu jest i daje Ci bzdurne poczucie bezpieczeństwa. A jeśli pomyślisz, aby z niej wyjść to dostarczy Ci w minutę ok. 90 dobry wymówek i spowoduje, że bez silnej woli w niej pozostaniesz. Jest przecież miło i przyjemnie. Prawda?
Ta analogia idealnie przekłada się na biegi OCR. Jeśli chcesz się w tej dyscyplinie sportu rozwijać, to nie możesz ciągle robić tego samego. To do niczego nie prowadzi. Musisz pokonywać swój strach oraz granice własnych możliwości. Musisz przesuwać za każdym razem swój horyzont dalej i dalej. I jeszcze dalej. Tylko i tylko w ten sposób może urosnąć i stać się kimś lepszym. Dlatego jeśli słyszę i czytam o „upodleniu” uczestnika na trasie to oznacza to, że Ty jesteś słaby a trasa Cię zmieliła i zniszczyła. Nie zdecydowałeś się „walczyć” ze swoimi słabościami oraz strefą komfortu. Postanowiłeś się poddać mentalnie i fizycznie. A później zrozumiałeś, że przegrałeś, że nie będziesz w ogóle na podium i pozostaje Ci stękanie na organizatora. A to właśnie dzięki niemu mogłeś się rozwinąć i opuścić strefę komfortu, ale nie chciałeś tego rozbić.
Ostatnio jedna z zawodniczek na organizowanym przez nas biegu widząc dół z wodą stanowczo zaprotestowała, że tam nie wejdzie, że ma to w dupie, że nie da rady, że rezygnuje. Podszedłem do niej mówiąc no dalej, dasz radę. A ona, że nie, że nie ma opcji, że to bez sensu. Mówię spokojnie „dajesz”. Trwało to co prawdą chwilę, mówiła, że boi się wody, że nie wejdzie. W końcu wskoczyła, wyszła, cała i zdrowa. Co się wtedy stało? Pokonała swój lęk, wyszła ze strefy komfortu i na koniec podziękowała. Nie jest to łatwe. Należy zmotywować taką osobę i jej wytłumaczyć po co jest na trasie. Wtedy zaczyna inaczej myśleć. Dlatego upodlenie uczestnika to mit, bujda wymyślana przez tych co nie dali rady. Bowiem wszystko się da przejść wystarczy trochę czasu i pomocy innych. Więc następnym razem drogi uczestniku, droga uczestniczko pomyśl za nim puścisz hejt na organizatora. Z drugiej strony zawsze możesz zejść z trasy, przyznać, że Cię pokonała i podziękować za jej stworzenie. Wiadomo, że taśma rozciągnięta wzdłuż trasy to aspekt psychologiczny i mało kto decyduje się na rezygnację, to taka bariera, która powstrzymuje uczestników przed rezygnacją. A to tylko głupi kawałek taśmy… i to tak bardzo ludzi trzyma na trasie, że nawet zalewani zimną wodą w wietrzny poranek przy +7 stopniach walczą i nie schodzą z trasy. Mimo, że utknęli w trakcie pokonywania rzędów z oponami. W jednym momencie w jednej chwili wychodzisz ze swojej strefy komfortu. I stajesz się lepszy. Od innych, a przede wszystkim od siebie samego, którym byłeś przed chwilą.
Właśnie dlatego AnngellsRun zmusza uczestników do osiągnięcia czegoś więcej. Dlatego właśnie pokonujesz u nas najbardziej odjechane oraz najcięższe trasy przeszkodowe, które pozostaną w pamięci na zawsze. Misją AnngellsRun jest także zaskoczyć naszych uczestników, doprowadzić ich ciała oraz umysły na skraj wytrzymałości, aby mogli przekroczyć horyzont, a później znowu im dołożyć, ale też, aby pomóc im stać się lepszymi, zdrowszymi. A to wszystko dzięki trudnym, wymagającym, ekstremalnym i wyniszczającym trasom z przeszkodami. AnngellsRun uodparniają uczestników na załamania (po odpowiednim czasie 😊).
Liczę, że po tej lekturze nasza misja i nasz cel są zdecydowanie bardziej zrozumiałe. Zapraszam do galerii poniżej. Ona też daje do myślenia!